30 listopada 2013

4 | I love you, you'll never know

Zanim Rosy wyjechała na tydzień do Turcji razem z mamą i bratem, nie próżnowała i wzięła się nieco za siebie. Codziennie przez godzinę jeździła rowerem ulicami miasta. Nie robiła tego jednak z przymusu, bo koniecznie chciała poprawić wygląd. Po prostu kochała ten stan, kiedy mogła spokojnie wyjść z domu, nałożyć słuchawki, wsadzić psa do koszyka i ruszyć, poczuć wiatr we włosach. Niestety, były również minusy tego całego przedsięwzięcia. Rosy mieszkała w małym miasteczku. Jego powierzchnia wynosiła zaledwie kilkanaście kilometrów kwadratowych i nie mieszkało tam więcej niż dziesięć tysięcy ludzi. Rosy znała niemal wszystkich swoich rówieśników. Przykry był fakt, że ich widok nierzadko ją irytował. W wakacje chciała przede wszystkim odpocząć od szkoły, od tych niemiłych twarzy, od przykrości. Tymczasem na każdej przejażdżce widywała przynajmniej jedną znajomą osobę.
Jechała wąską uliczką. Przez chwilę myślała, że zaraz straci równowagę i w przykry sposób spadnie z roweru, kiedy przyszła pora, by skręcić. Ujrzała bowiem zaskakujący widok, serce od razu podskoczyło jej do góry. Zza rogu wyłonił się znajomy kolega, a właściwie to nieznajomy... Wbiła w niego swój wzrok, wciąż walcząc z siłami grawitacji. Szedł w towarzystwie dwóch przyjaciół, ale Rosy nawet nie na nich nie spojrzała. W jednej chwili przypomniała sobie, jak to dwa lata temu coś poczuła do tego koleżki i uczucie za nic w świecie nie chciało jej opuścić. Męczyło to ją, bo wiedziała, że chłopak nigdy nie dowie się, co do niego czuje. Nigdy nawet na nią nie spojrzy.
Wtedy jednak nie myślała o tym. Była po prostu zadowolona, że znów jego widzi. Ten jego enigmatyczny wyraz twarzy, wiecznie roześmiane, brązowe oczy. Kiedy minęła bruneta, od razu chciała zawrócić i sprawdzić, gdzie idzie. Pognała jednak wprzód. Inną drogą chciała znowu przybliżyć się do niego. Choć jechała szybko, nie udało jej się ponownie ujrzeć chłopaka. Zrezygnowana pojechała do domu. Długo jej nie było. Zaczęła rozmyślać. Już od września będzie mogła widywać Matta Misselbrooka niemal codziennie. Nie mogła się tego doczekać. Nie potrafiła zrozumieć swoich uczuć. Dobrze wiedziała, że chłopak nie zwracał na nią żadnej uwagi. W dodatku był rok młodszy, co było powodem śmiechu koleżanek, którym Rosy w podstawówce opowiedziała o swoim zauroczeniu. W dodatku, gdy dziewczyna pokazała im Matta, nie uważały go za kogoś interesującego - wręcz przeciwnie. Nie przeszkadzało jej to jednak. Dalej błądziła w alejach uczuć i próbowała różnych sposobów, by zwrócić uwagę chłopaka. Teraz jednak wyczekiwała na rozpoczęcie roku szkolnego. Śmieszne.


Walizki były już spakowane. Czas wyruszać na lotnisko. Nastąpiło niewielkie opóźnienie. Mimo to wszystko przebiegło bardzo dobrze. Rosy, jej mama oraz brat Max byli bardzo podekscytowani. Kiedy wreszcie przyjechali na miejsce, do hotelu niedaleko Alanyi w Turcji, nieco się rozczarowali. Hotel był bardzo mały. Wyglądał praktycznie jak blok. Była noc, więc nie można było wszystkiego dokładnie zobaczyć, ale pierwsze wrażenie nie było zbyt dobre. Poza tym w pokoju, który dostali, była średniej wielkości dziura w suficie. I choć byli zmuszeni tam spać, bo wszystkie pokoje były już zajęte, następnego dnia mogli przenieść się gdzieś indziej. W nowym pokoju warunki były o wiele lepsze. Poza tym w świetle dnia budynek wydawał się o wiele lepszy. Jedzenia nie było tak dużo, jak oczekiwali. Rosy potrafiła zadowolić się samym ryżem i kurczakiem. Max nie narzekał. Ich mama jednak oczekiwała luksusów. Pocieszenie odnaleźli na przepięknej plaży. Złoty piasek prażył w stopy, więc szybko trzeba było uciekać w stronę morza. Rosy kochała siedzieć na przybrzeżnych skałach, które raz po raz oblewane były ciepłą wodą. Była to dla niej chwila refleksji. Spokojna muzyka w słuchawkach potęgowała ten melancholijny nastrój. Rosy naprawdę kochała morze. Tymczasem jej mama smażyła się na słońcu, dzięki czemu już po paru dniach była najciemniejsza na plaży. Max zaś czytał książkę w cieniu. Wszyscy cudownie spędzali czas, relaksowali się i korzystali z wolności. Wieczorem wychodzili razem na miasto. Ze wszystkich stron sprzedawcy zachęcali do zakupów. Było to nieco denerwujące, ale jednocześnie zabawne. W Turcji można było znaleźć mnóstwo podróbek. Max kupił sobie pseudo-beatsy, a Rosy - podróbki converse. W dodatku było na czym zawiesić oko - wielu przystojniaków zwróciło uwagę dziewczyny. Wakacje za granicą były naprawdę odprężające. Można było zapomnieć o wszystkich problemach i smutkach. Nawet o nieszczęśliwej miłości do Matta.


W dodatku w lobby było darmowe WiFi! Nikt jednak nie chciał przebywać tam za długo i marnować czasu, który mógłby poświęcić na poznawanie tego wspaniałego miejsca i korzystania z uroków natury. Późnym wieczorem nie było jednak co robić, więc Rosy czatowała z Sarah. Pierwszego dnia opowiedziała jej wrażenia z podróży i z pobytu w Turcji. Drugiego dnia to Sarah musiała coś powiedzieć. Rosy nie była zbyt skupiona na rozmowie. Kiedy jednak przeczytała niepokojące słowa "Theo nie żyje", coś ją ścisnęło za gardło. Chłopak Sarah, dobry kolega Rosy został zamordowany nożem przez jakiegoś pijaka na ulicach Liverpoolu. Straszne. Choć nie znała go osobiście, ba! nawet nie wiedziała, jak wygląda, to zrobiło jej się niedobrze. Ledwo powstrzymała łzy. Tak bardzo współczuła Sarah. To już drugi raz, kiedy jej chłopak umarł. Jakiś czas temu, zanim jeszcze Rosy zaczęła korespondować z Sarah, David zmarł na raka. Z opowieści dziewczyny wynika, że był to naprawdę niesamowity chłopak, że byli nierozłączni. Rosy była przygnębiona. Następnego dnia nic jej się nie chciało. Mama i brat nie wiedzieli, czemu dziewczyna tak dziwnie się zachowuje. Rosy jednak nie chciała nic im mówić. Po co? Uznaliby ją za wariatkę, skoro przejmuje się kimś, kogo "w ogóle nie zna". Sarah była jej jednak bardzo bliska. Najbliższa na świecie. Nie wyobrażała sobie życia bez niej. Nikt jej tak dobrze nie rozumiał. To było piękne. Osobiste spotkanie z Sarah było teraz największym marzeniem Rosy.
Następnego dnia dziewczyna czuła się już o wiele lepiej. Cały wypad był prawdziwą sielanką i nie miała ochoty na powrót do domu. W końcu jednak przyszedł czas, by rozstać się z bajeczną Turcją i wrócić do rzeczywistości. Trudno było jej się na nowo przyzwyczaić do małego miasteczka. Wciąż te same twarze. Nuda. Jedyną pocieszającą myślą było to, że wrzesień się zbliżał.


22 listopada 2013

3 | I'm only gonna let you kill me once

Mimo ogromnego pocieszenia odnalezionego w muzyce, Rosy wciąż była przepełniona smutkiem i wciąż czegoś jej brakowało. A może kogoś? Postanowiła jakoś jednak przeżyć. Jakoś sobie poradzić, a w przyszłości faktycznie rozpocząć wszystko na nowo.
Pod koniec maja miała odbyć się szkolna wycieczka nad morze. Rosy kochała morze. Wprawiało ją w ogromną zadumę, fale budziły umysł do rozmyśleń. Poza tym dziewczyna uznała, że to dobra okazja, by zintegrować się z innymi. Nie spodziewała się jednak, że wszystko tak fatalnie się potoczy.
Wycieczka była droga, ale Rosy naprawdę bardzo chciała jechać.
- Jasne, możesz jechać, ale zastanów się, czy na pewno tego chcesz... - Matka Rosy wciąż miała wątpliwości. Doskonale znała sytuacje w szkole. Doskonale pamiętała rozpacz Rosy po tych wszystkich kłótniach. Zwykle płakały razem, bo właściwie Rosy nie miała nikogo innego, z kim mogłaby sobie w spokoju rozpaczać. Mama szanowała decyzje Rosy. Pozwoliła jej jechać na wycieczkę, choć miała dziwne, złe przeczucie.
Nadszedł dzień wyjazdu. Z klasy Rosy tylko dwanaście osób zdecydowało się pojechać. Autokar był jednak przepełniony uczniami z innych klas I, II i III. Już na samym początku coś musiało być nie tak. Rosy była skazana na samotność. Przez kilka godzin podróży siedziała zupełnie sama. W dodatku miała okropne wrażenie, że wszyscy ją obgadują i śmieją się z niej. Rosy miała ogromną ochotę wysiąść i wrócić do domu. Nie miała pojęcia, jak przetrwa te trzy dni. Spodziewała się najgorszego. Samotności, smutku, rozpaczy. Siedząc, słuchała muzyki i tylko to pomogło jej przeżyć. Choć i tak uroniła parę łez, które szybko otarła. Potem było ich coraz więcej. Osłoniła twarz blond lokami i oparła się o szybę. Padał deszcz.
Kiedy dojechali na miejsce, rozpogodziło się. Zaczęli przechadzać się ulicami miasta, potem poszli na molo. Przez cały czas Rosy nie odezwała się prawie do nikogo. Unikała wszelkich spojrzeń, bo wydawały jej się wrogie i dokuczliwe. W końcu nastąpił moment, kiedy każdy mógł na jakiś czas pójść z swoją stronę. Większość grupy spacerowała po molo. Rosy usiadła na ławce i wyjęła telefon. Oczy jej były osłonięte okularami, więc nikt nie mógł zobaczyć, że wciąż płakała. Zadzwoniła do rodziców. Opowiedziała im, jak się czuje. Niestety, nic nie mogli na to poradzić. Była kilkaset kilometrów od domu i musiała tu zostać jeszcze parę dni. Mama po prostu kazała jej się uspokoić, podejść do kogoś, nie bać się. Rosy zdawała sobie sprawę, że okropnie boi się ludzi i że to wcale nie pomaga w kontaktach z nimi. Nie umiała jednak nic na to poradzić. Tak bardzo chciałaby się zmienić. Nie umiała jednak po prostu do kogoś podejść. Bała się, że ktoś odrzuci jej towarzystwo, zacznie się śmiać albo nie będzie zwracał na nią uwagi. Po prostu wydawało jej się, że tam nie pasuje.
Odważyła się. Podeszła do Callie, Madeleine i Emerald , które kończyły spacer. Coś do nich powiedziała, przyłączyła się. Przez jakiś czas bawiła się naprawdę dobrze. Może jednak będzie mogła zaliczyć ten wypad do udanych?
Pierwszy wieczór w ośrodku, gdzie spali, okazał się być naprawdę dziwny... i smutny. Choć Rosy z całą klasą przebywała w jednym z pokoi, czuła, że jest tam kompletnie zbędna, niepotrzebna i niechciana. Nie mogła jakoś dopasować się do pozostałych. Nie chciała jednak spędzać samotnego wieczoru. Zwłaszcza, że rzekome WiFi wcale nie działało. Pozostało jej siedzieć i wysłuchiwać rozmów pozostałych. W końcu jednak nauczyciel kazał wszystkim wrócić do pokoi. Madeleine i Callie, z którymi Rosy dzieliła pokój, nie posłuchały nakazu i wymknęły się. Poszły do chłopców, do pokoju obok. "Na chwilę". Zostały tam aż do rana. Rosy musiała sama jakoś sobie poradzić. Na domiar złego, okropnie bolał ją brzuch. Szybko wzięła jakieś przeciwbólowe tabletki, które znalazła w torebce. Położyła się spać. Śmiechy dochodzące z pokoju obok nie dawały jej spać. Biła się z myślami. Czuła się okropnie aspołeczna. Jednocześnie była zadowolona. Gdyby poszła z dziewczynami, musiałaby zostać tam aż do rana, nudzić się i spać... gdzie popadnie. Nie potrafiła sobie tego jakoś wyobrazić. Nie ukrywając, nie przepadała za Oliverem, który właśnie tam przebywał (był okropnym, wulgarnym chamem). Nie wytrzymałaby tyle czasu w jego towarzystwie. W końcu zasnęła, wymęczona tym wszystkim.
Kolejne dni były nieco lepsze, ale wciąż bardzo samotne. Rosy odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się na parkingu przed szkołą, gdy wysiadła z autokaru, gdy ujrzała rodziców. Jej mama była strasznie niezadowolona, ujrzawszy szkliste oczy córki oraz jej niepokojący wyraz twarzy. Szybko oznajmiła, że Rosy więcej już nie pojedzie na żadną wycieczkę. Dziewczyna zgodziła się na tę decyzję. Z uśmiechem.


Zostało zaledwie parę dni do wakacji. Rosy była taka szczęśliwa, że już niedługo odpocznie od tej okropnej szkoły, od ludzi, od chaosu, od smutku, od płaczu. Zanim jednak miłe dni nadeszły, zdarzyło się coś okropnego. Coś, co wstrząsnęło Rosy, zmieniło ją. Coś, co w skutkach okazało się jednak naprawdę świetne. Raz na zawsze wykreśliła Madeleine z listy swoich znajomych. Co takiego się stało?
Rosy potrafiła wybaczyć prawie wszystko. Prawie. I dotychczas myślała, że wbrew wszystkiemu będzie walczyć o przyjaźń. Chamskie zachowanie koleżanki jednak całkowicie doprowadziło ją do szału. Nie miała już siły, nie miała już nadziei, że może być dobrze.
- Chciałabym cię o coś zapytać. Ostatnio zauważyłam, że mnie unikasz. Jakoś mało czasu ze mną spędzisz, dziwnie na mnie patrzysz, niemiło się do mnie odnosisz... Coś ci zrobiłam? Jeśli tak, to przepraszam, powiedz mi tylko, co się stało. Nie chcę znów się kłócić - któregoś dnia zaczęła rozmowę Rosy.
- Po prostu nie chcę udawać, że cię lubię. Irytujesz mnie - odparła Madeleine.
- Ale... jak to? Raz się ze mną śmiejesz, a potem śmiejesz się ze mnie. Raz gadasz ze mną, a potem mnie obgadujesz. Nic nie rozumiem. Co ja takiego robię?
- Denerwuje mnie, że ciągle gadasz o Hurts. I nie tylko mnie, uwierz. Finn i Callie też mają cię dość! 
"Aha, więc znowu ten sam chwyt, oczernianie innych, odciąganie mnie od ludzi" - myślała Rosy.
- Słucham?! Od dzisiaj zapominam, że istnieje ktoś taki jak Madeleine Storm. I tobie też radzę zapomnieć o Rosy White. Już nigdy w życiu Ci nie wybaczę. Robiłaś mi różne świństwa i mam tego naprawdę dość. To, co powiedziałaś dzisiaj... po prostu tym przypieczętowałaś to wszystko. Jak możesz mieć do mnie pretensje o takie rzeczy? Jako moja przyjaciółka powinnaś cieszyć się, że wreszcie odnalazłam szczęście, że w końcu wszystko jest dobrze... Naprawdę, mogłaś się bardziej wysilić. Wymyślić inny powód, dla którego chcesz raz na zawsze się mnie pozbyć, ale przyznaję - udało ci się. Żegnam raz na zawsze.
Po tych słowach odwróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie, nawet nie czekając na odpowiedź. Wieczorem, czatując z Callie i Finnem, zapytała ich, czy rzeczywiście jest taka irytująca. Oni jednak nie mieli nic przeciwko euforii koleżanki. Madeleine - wstrętna, chamska kłamczucha!


Udało jej się zabić Rosy. Wewnętrznie. Ale tylko raz. I nigdy więcej. Zniszczyła jej kompletnie ten rok szkolny, ale to nie zdarzy się po raz drugi.
Wakacje rozpoczęły się. Rosy tym razem nie wzięła sobie do serca słów Madeleine. Wręcz przeciwnie - postanowiła jeszcze bardziej oszaleć na punkcie zespołu. Założyła na facebooku fanpage, aby być jak najbliżej innych fanów i szybko wychwytywać wszystkie informacje. W ciągu paru tygodniu nadrobiła zaległości i wkrótce wiedziała już niemal wszystko, co fan może wiedzieć o swoich idolach. Wakacje jednak mijały jej naprawdę nudno. Chcąc zabić czas i podszkolić nieco swój angielski, zaczęła pisać z fanami z całego świata. Strasznie ją to wciągnęło. Czuła się naprawdę wspaniale w tym gronie. Jedynym powodem do smutku było tylko to, że bardzo chciała jechać na koncert w listopadzie, a sądziła, że nie ma na to żadnych szans. Najpierw nie miała z kim jechać. W końcu jednak jej brat zaproponował swoją pomoc. Wciąż jednak żyła w przeświadczeniu, że mama za żadne skarby się nie zgodzi. Nie próbowała więc nawet pytać. Głupia.
Wszyscy fani Hurts byli podobni. Oddani, nieco szaleni i niezwykle mili. Uwagę jej przykuła pewna niewiele starsza od niej dziewczyna. Pewnie nie byłoby w niej nic nadzwyczajnego, gdyby nie miejsce, gdzie mieszkała. Izrael. Niemal wszyscy fani Hurts skupiali się w Europie. W dodatku Sarah, bo tak miała na imię owa fanka, wydawała się niezwykle sympatyczna. Rosy bardzo chciała ją poznać, nie wiedziała tylko, jak zacząć rozmowę. 
Był już 21 lipca. Choć zegarki już dawno pokazywały godzinę drugą w nocy, Rosy nie czuła zmęczenia. Za to strasznie jej się nudziło. Do głowy przyszła jej pewna myśl. Uśmiechnęła się. Na Twitterze umieściła wpis, w którym pytała o kogoś do rozmowy. Wydawało jej się, wszyscy już śpią, ale po chwili Sarah tweetnęła - "Napisz do mnie. Umieram z nudów!" Cudownie! Rosy naprawdę się ucieszyła. Szybko napisała do dziewczyny. Od razu złapały wspólny język. Gadały prawie do rana, póki mama Rosy nie kazała córce iść wreszcie spać. Następnego dnia znowu ze sobą pisały. I tak codziennie. To było naprawdę wspaniałe. Dogadywały się świetnie, miały wspólne zainteresowania, poglądy. Poza tym Rosy miała świetną okazję do nauki angielskiego, którym po wakacjach posługiwała się już naprawdę świetnie!
Sarah była naprawdę wyjątkowa. Zaufała Rosy prawie od razu. Wyznała jej, co zdarzyło się w przeszłości w jej życiu. Rozstanie rodziców i śmierć najbliższego przyjaciela wstrząsnęły dziewczyną do tego stopnia, że wydawało się, że ma więcej niż 15 lat. I to odpowiadało Rosy. Nie szukała bowiem zwykłej, typowej nastolatki. Sama zachowywała się inaczej niż wszyscy i lepiej dogadywała się ze starszymi. Ci zwykle mieli wrażenie, że Rosy jest w ich wieku. Wracając do Sarah, dziewczyna była bardzo dzielna, mądra i życzliwa. Jednocześnie nie była nudna, potrafiła rozbawić (ale także i wzruszyć) Rosy do łez. Wciąż podążała za swoimi marzeniami. W tym aspekcie dziewczyny były kompletnie różne. Rosy - rozważna realistka. Sarah - marzycielka i optymistka. Obie świetnie się dopełniały. W większości kwestii zgadzały się ze sobą, potrafiły gadać godzinami. Powoli Rosy zaczynała uzależniać się od czatu. Spędzała całe wieczory na rozmowach z nową koleżanką. Jak dotąd nigdy nie wierzyła w internetowe przyjaźnie. Momentalnie jednak zmieniła zdanie. Dobrze wiedziała, dlaczego Madeleine musiała odejść z jej życia - wyjątkowa Sarah zajęła miejsce grubiańskiej nastolatki.
Przyjaźń - to pojęcie przestało być zupełnie obce dla Rosy. Zaczęła nawet dostrzegać prawdziwych przyjaciół w Callie i Finnie. Choć na początku bała się, że może faktycznie mają jej dość, potem uznała, że jednak ją lubią. I to chyba nawet bardzo. 
Rosy wkrótce poznała chłopaka Sarah, który zabawnym zbiegiem okoliczności miał na imię Theo. Jego również bardzo polubiła. Często czatowali w trójkę. Wieczory były jej ulubionym punktem dnia, bo mogła pozwolić sobie na wędrówkę po innej rzeczywistości. W głębi duży wierzyła jednak, że kiedyś spotka Sarah i że na zawsze zostaną przyjaciółkami. Nie wyobrażała sobie teraz, by choć na chwilę urwać kontakt z nowo poznaną dziewczyną!


- Max, Rosy! Możecie się już zaczynać pakować. W połowie sierpnia lecimy do Turcji! - Radoście oznajmiała mama swoim pociechom.
Rosy aż podskoczyła! Marzyła o tym, by wreszcie spędzić wakacje za granicą! Od dwóch lat siedziała w domu, bo nie mieli pieniędzy, by gdzieś wyjechać. Na szczęście w tym roku udało się znaleźć w miarę tanie wczasy. Z drugiej strony nieco martwiła się, że tydzień będzie musiała wytrzymać bez kontaktu z Sarah, bo w hotelu miało nie być darmowego WiFi. Mimo to, Rosy odliczała już dni do wyjazdu. Nie mogła się doczekać! Nie spodziewała się jednak, co wydarzy się podczas tego wypadu...

13 listopada 2013

2 | Cut out my eyes and leave me blind

Zanim zaczniecie czytać, mam do was pewien komunikat! Wydaje mi się, że niemal nikt nie czyta zakładki "welcome". Proszę, przeczytajcie to, co tam napisałam. To pozwoli wam bardziej wczuć się w historię i przeżywać ją.

Sytuacja z Madeleine jakoś się poprawiła. Dziewczyny zaczęły ponownie się do siebie odzywać, póki co nie było powodów do kolejnych sprzeczek. Rosy jednak wzięła sobie głęboko do serca słowa wypowiedziane przez koleżankę. Czuła się paskudnie. Była pewna, że nikt jej nie lubi. I choć wciąż wmawiała wszystkim, że jest bardzo szczęśliwa, w istocie nie potrafiła czerpać radości z niczego. Wydawało jej się, że ludzie bezustannie ją wykorzystują. Bała się, że nigdy nie odnajdzie przyjaciół, bo plotki na jej temat zniechęcają każdego do zapoznania się z dziewczyną. Z drugiej strony ludzie negatywnie do niej nastawieni często zmieniali zdanie, gdy już ją poznali - uważali ją za naprawdę miłą i ciekawą osobę, przeciwnie do tego, co mówią wszyscy wokoło. Jednak znała się aż za dobrze. Wiedziała, że to wszystko, co czuje, wszystkie lęki, nie są spowodowane tylko przez innych ludzi. Ona sama jest winna swojemu nieszczęściu. Nigdy nawet nie próbowała się zmienić, a może wypadałoby. Może powinna trzymać język za zębami, ignorować plotki i nie przejmować się niczym? Nie potrafiła tak. Choćby i bardzo chciała, nie wiedziała, od czego zacząć. Pragnęłaby zacząć wszystko od początku, ale na to było już za późno. Na kolejną szansę będzie musiała jeszcze długo poczekać. W głębi serca jednak czuła, miała nadzieję, że uda jej się zmienić zdanie społeczeństwa na jej temat. Przed nią długa i trudna droga, nie była pewna, czy jest w stanie nią pójść. Bała się, że wybierze złą ścieżkę, która sprowadzi ją na początek tułaczki i będzie musiała zaczynać od nowa. Strach męczył ją. Bała się wszystkiego. Spojrzeń. Opinii. Ludzi. Zamieniała się w jakieś zwierzę, które chciało pozostać w ukryciu, które nie dawało się oswoić. Łzy ją oślepiały, nie umiała już dokonywać właściwych wyborów. Powoli traciła nadzieję.


Zwykle po powrocie ze szkoły odrabiała lekcje i słuchała troszkę muzyki. Muzyka. Nie była czymś nadzwyczajnym dla Rosy. Traktowała ją jako coś, co nie ma większego znaczenia. Rzadko kiedy przywiązywała wagę do tego, czego słucha. Nie miała zbyt wyszukanego gustu muzycznego. Najnowsze produkty popkultury szybko chwytały ją w swoje sidła, przez co nawet nie wysilała się, by znaleźć jakieś bardziej wartościowe utwory. Słuchała praktycznie byle czego. Media bez wątpliwości miały nad nią pełną władzę. Nie zdawała sobie nawet z tego sprawy. 
Wszystko zmieniło się jednego wieczoru. Nudziła się. Z powodu braku zajęcia zajrzała na chwilkę na facebooka. Została na dłużej. Zaczęła czatować z Finnem i Callie. Jak zawsze. Uwielbiała te długie wieczory spędzone przed komputerem. Dźwięk palców stukających o klawiaturę uspokajał ją. Łatwiej pisało jej się, niż rozmawiało na żywo. Każde słowo potrafiło wywołać uśmiech na jej twarzy lub doprowadzić do płaczu. To był jedyny moment, kiedy miała prawo myśleć, że ktoś ją lubi. Czuła się szczęśliwa. Jednak, gdy wychodziła z wirtualnego świata, rzeczywistość ponownie ją przytłaczała. Kładła się do łóżka ze łzami w oczach, choć wcale nie wiedziała dlaczego. Po prostu brakowało jej szczęścia.
Rozmowa z przyjaciółmi toczyła się w najlepsze. Jednocześnie Rosy przeglądała tablicę. Jej uwagę przykuł link do jakiegoś teledysku. 
Hurts...
Nagle jej serce jakby podskoczyło. Przypomniała sobie szalone zauroczenie, w którym tkwiła jeszcze dwa lata temu. Przypomniała sobie Evelyn. Najlepszą przyjaciółkę z czasów podstawówki. Kiedyś nie lubiły się za bardzo. Później miały niemałą sprzeczkę, Rosy już nie pamiętała jej powodu. Jednak ta właśnie kłótnia doprowadziła do narodzenia się przyjaźni między nimi. Spędzały razem mnóstwo czasu. Rosy dzieliła z Evelyn wszystkie radości i smutki. Po jakimś czasie jednak przestały sobie ufać. Rosy nie była dobrą przyjaciółką. Sama nie wiedziała czemu, ale czuła się winna rozpadowi ich przyjaźni. Teraz już o wszystkim zapomniały i niekiedy rozmawiają ze sobą. Jednak prawdziwa przyjaźń utonęła w głębokim oceanie. 
Rosy pamiętała to jak dziś. Stay. Miłość. Smutek. Tęsknota. Nieszczęście. Kim ona właściwie była? Pamięta wszystko, ale tak naprawdę... nic.
Kliknęła w link do piosenki.


To było wyjątkowe uczucie. Ściśnięte gardło. Złamane serce zaczęło się jakby zasklepiać. Łzy zaczęły spływać po policzkach. Ciało przeszedł dreszcz. Potem zrobiło się ciepło i wszystkie zmysły zaczęły czuć niesamowitą rozkosz. Mimowolnie zamknęła oczy. Poczuła szczęście. Jednak muzyka przestała grać i nastała grobowa cisza. Rosy nie wiedziała, co się z nią dzieje. Chciała tańczyć, śmiać się i jednocześnie płakać, zwijając się z bólu. Szczęście. Rozpacz. Tęsknota. Pragnienie. Piękno. Wszystko, wszystko wirowało jej przed oczami. Czuła się jak nigdy dotąd. Jakby ktoś ulżył jej w cierpieniu, podając najdroższe lekarstwo. A może narkotyk?
To przecież tylko parę nut przyozdobionych anielskim głosem. Tylko. Aż.
Zaczęło do niej docierać, co właśnie się stało. Zaczęło do niej docierać, co powinna zrobić. Jak poczuć szczęście. Jak zmienić ból i cierpienie w piękno. Jak to wszystko poukładać.
Włączyła muzykę jeszcze raz. I jeszcze raz. Znowu. Nigdy nie miała dosyć tych dźwięków. Za każdym razem czuła się, jakby odkrywała to szczęście od nowa, tylko od zupełnie innej strony.
Kiedy już serce przestało tak gwałtownie bić, a rozum ponownie zaczął pracować, podjęła kolejne kroki ku szczęściu. "Banalne" - myślała. - "Ludzie wciąż rozprawiają, że muzyka jest lekarstwem, narkotykiem i prawdziwym szczęściem. W końcu przyszedł czas, abym i ja zrozumiała, co traciłam przez te 14 lat." Natychmiast zaczęła szukać kolejnych utworów Hurts. Wszystkie wydawały jej się niesamowite, magiczne, nie z tego świata. Ogarnął ją abstrakcyjny spokój, powieki lekko opadły i wypłynęły spod nich kolejne łzy. Rosy nieświadomie przeniosła się do łóżka i zasnęła spokojnym, błogim snem. Tej nocy nie śniły jej się koszmary.


Rano obudziła się bardzo lekka i wypoczęta. Od razu włączyła komputer i otworzyła Exile, płytę Hurts, którą pobrała wieczorem. Gdy mama spytała ją, co chce zjeść dziś na śniadanie, Rosy rzekła, że nie jest głodna. Od teraz muzyka była jej pokarmem. Nie potrzebowała niczego innego. Choć według norm, te uczucie powinno minąć dość szybko, Rosy czuła, że wpadła w sidła i już nigdy nie będzie w stanie się z nich uwolnić. Rozprawiała o zespole dzień i noc. Callie i Finn cieszyli się, że ich koleżanka w końcu ma w sobie jakiś entuzjazm. Zaczęła się uśmiechać. Jej dusza została opętana przez jakieś demony. Jednak były to dobre demony. Paradoks! Czuła się bezpiecznie, wreszcie uwolniła się od wiecznego uczucia niepokoju. Nie musiała już poszukiwać szczęścia. Przyszło do niej samo, w postaci dwóch młodych, eleganckich panów. Czasami tylko oni potrafili jej pomóc. Oprócz duchowych spraw i wartości muzycznej, ogarnął ją też fanowski szał. Potrafiła godzinami oglądać wywiady, czytać teksty piosenek i oglądać zdjęcia Theo Hutchcrafta oraz Adama Andersona. Była to swego rodzaju obsesja, ale Rosy było z tym dobrze. Bardzo dobrze.
I choć wszyscy wokół nadal mieli o niej takie samo zdanie, ona zaczęła czuć w sercu promyk nadziei. Wiedziała, że po każdej burzy następuje tęcza. Wiedziała, że między najciemniejszymi chmurami można odnaleźć promyk nadziei. Zapał płonący w jej sercu nie wydawał się być słomianym. Czuła, że jest w stanie się zmienić, że jest w stanie wszystko doprowadzić do porządku.
Obsesja na punkcie Hurts przyniosła za sobą wiele korzyści. Stało się też coś całkiem nieprzewidywalnego, coś, co na zawsze miało zmienić życie Rosy. Bo kiedy ktoś odchodzi, ktoś inny zajmuje jego miejsce.

6 listopada 2013

1 | I was born this way

Marcowe słońce delikatnie musnęło Rosy po twarzy. Z niechęcią otworzyła oczy i sprawdziła godzinę. Zostało jej jeszcze 5 minut do budzika. Postanowiła jednak wstać i wcześniej wyruszyć do szkoły. Miała dziś ważne zadanie do wykonania. Za tydzień miały odbyć się jej 14 urodziny. Jak to zwykle nastolatki miały w zwyczaju, Rosy urządzała niewielkie przyjęcie i chciała dziś rozdać zaproszenia. 
To było głupie. Była przecież pewna, że prawie nikt jej nie lubi. Miała jednak cichą nadzieję, że to tylko jakieś głupie wyobrażenia. Wkrótce jednak przekonała się, że nie myliła się - tak naprawdę nie posiadała przyjaciół. Wszyscy byli jej przeciwni i nikt nie chciał mieć z nią nic wspólnego. No, prawie nikt.
W szkole było tak jak zawsze - głośno i nieprzyjemnie. Nienawidziła tego. Wolała siedzieć w zaciszu domowym przez cały czas. Była strasznym mizantropem. Mimo to, ufała wielu ludziom i uważała ich za swoich przyjaciół. Oni jednak zazwyczaj nie odwzajemniali tego uczucia. Byli obojętnie lub negatywnie nastawieni wobec niej. Może to z nią było coś nie tak? Może powinna się trochę zmienić, ale... każdy zasługuje na szacunek. W końcu taka się urodziła.
Ostatnio strasznie pokłóciła się z jedną dziewczyną. Choć jeszcze we wrześniu wszystko wskazywało na to, że będzie to początek pięknej przyjaźni, nagle Madeleine stała się śmiertelnym wrogiem Rosy.


Madeleine wypominała jej prawie wszystko. Wciąż o coś się czepiała i w każdej kłótni podkreślała, że Rosy jest bardzo nielubiana i nigdy w nikim nie odnajdzie wsparcia. Miała mnóstwo nieuzasadnionych argumentów, bardzo dziecinnych i niespójnych. Może po prostu zazdrościła Rosy? Dziewczyna miała wysokie wyniki w nauce i oprócz tego posiadała wiele talentów. Madeleine była przeciętną uczennicą. Rosy nie cierpiała mieć wrogów. Dlatego po każdej kłótni dziewczęta godziły się. Ale jej pseudo-koleżanka zawsze znajdowała powód do kolejnej sprzeczki. To zaczęło być irytujące.
Rosy postanowiła po prostu nie zapraszać jej na urodziny. Nie chciała spędzać z nią więcej czasu. Choć kiedyś się przyjaźniły, chciała pokazać Madeleine, że nie jest taka łatwa, że przestała wybaczać. Nie sądziła, że wywoła to kolejne wojny. A jednak. Madeleine była zszokowana zachowaniem Rosy. Napisała do niej na facebooku - pewnie nie była na tyle odważna, by w oczy powiedzieć jej, co myśli. Zawsze kłóciły się na facebooku. Przez to Rosy przestała brać Madeleine na poważnie, bo uważała jej zachowanie za bardzo niedojrzałe i śmieszne. Czekała, aż koleżanka powie jej coś na żywo, aż prosto w oczy wyrazi, co jest nie tak. Nie doczekała tej chwili nigdy.
Kłótnia rozpoczęła się.
- Rozumiem, że zapraszasz kogo chcesz i absolutnie nie mam nic przeciwko...
- Skoro nie masz nic przeciwko, to dlaczego w ogóle do mnie piszesz?
- Bo ja zaprosiłam cię na swoje urodziny! Poza tym nie podobało mi się to, że zaprosiłaś Callie przy mnie. To było chamskie. Mogłaś ją zapytać, kiedy nie było mnie w pobliżu.
- Za to ty jesteś tak świetnie wychowana. Nie zauważyłaś, że to ty zawsze wszczynasz te niepotrzebne kłótnie? Mam już tego dość. Mogę zapraszać kogo chcesz. Nie wiem, po co w ogóle się mnie znowu czepiasz.
- Próbuję po prostu ci coś powiedzieć. Wiesz, że te osoby, które zaprosiłaś, zazdroszczą mi? One same chciałyby nie iść i pewnie większość zostanie w domu. Może niektórzy przyjdą, ale to tylko, żeby nie robić ci przykrości.
- Przestań. Czemu sądzisz, że nikt mnie nie lubi? Ludzie odnoszą się do mnie z szacunkiem i są dla mnie mili. Ty nawet się nie starasz.
- Bo wiem. Masz mnóstwo fałszywych przyjaciół. A ja nie lubię udawać, że kogoś lubię.
- Jeśli coś do mnie masz - powiedz mi to w twarz. Te internetowe kłótnie są dla mnie śmieszne.
Brak odpowiedzi.
Stchórzyła?


Rosy powiedziała rodzicom o zajściu. Przynajmniej ci ją wspierali. Oni też mieli już dość tego, że ich córka wciąż płacze przez Madeleine. Kazali Rosy po prostu ją ignorować i omijać szerokim łukiem. Byłoby to proste, gdyby nie fakt, że dziewczęta były w jednej klasie...
Nadszedł dzień urodzin. Już rankiem Rosy otrzymała dwa telefony - od Cheyenne oraz Susan. Powiedziały, że nie będą mogły być na urodzinach. "Czyli jednak mnie nie lubią..." - myślała. Pozostałe osoby jednak gościły na przyjęciu, które było bardzo udane. Rosy jednak czuła się bardzo nielubiana, miała ochotę wyjechać z miasta, zacząć wszystko od nowa i znaleźć oddanych przyjaciół. Dotychczas mogła liczyć tylko na Callie i Finna. Wydawało jej się, że jest przez nich lubiana. Poza tym nawet w przedszkolu się lubili. Rozumieli się bardzo dobrze. Rosy jednak wciąż dzielił jakiś dystans od nich. Callie i Finn przyjaźnili się bowiem z Madeleine. Byli z nią bardzo zżyci, zaś nie mogli jakoś złapać wspólnego języka z Rosy. Jeśli chodzi o Callie, była to w miarę dobra sytuacja. Dziewczęta świetnie się dogadywały. Miały podobne poglądy i poczucie humoru. Wielokrotnie dogadywały się bez słów. Z Finnem Rosy najczęściej czatowała. Jakoś nie umieli rozmawiać na żywo. Była między nimi jakaś bariera. Jednak mogli spędzać godziny przesiadując przed komputerem i śmiejąc się do monitora. Wszystko jednak z czasem zaczęło się poprawiać.
Rosy mimo to czuła się okropnie samotna. Wielokrotnie płakała, bo nie miała z kim porozmawiać o problemach. Podporę odnajdywała tylko w rodzicach i Bogu. Pewnie dotychczas popełniłaby samobójstwo, ale wiedziała, że byłoby to bardzo samolubne i po prostu byłby to grzech. Ale ona naprawdę była nieszczęśliwa. Nic jej nie cieszyło, nie widziała w niczym sensu. Żyła, aby żyć.Wylewała potoki łez praktycznie bez przyczyny. Poszukiwała szczęścia, ale nawet nie wiedziała, gdzie ma rozpocząć poszukiwania. Była praktycznie na dnie. Wydawać by się mogło, że uśmiech na zawsze zniknął z jej twarzy. Wkrótce jednak wszystko miało się zmienić, wkrótce miała poznać smak szczęścia...

1 listopada 2013

prolog | let your secrets hypnotize


Czuła się jak grzesznik. Kierowała nią jakaś niezrównoważona siła, jakieś niepowstrzymane myśli. Pragnęła po prostu, by na nią spojrzał. Kiedy jednak udało jej się to osiągnąć, szybko odwracała wzrok. Nie chciała wyjść na idiotkę, przecież to wszystko było głupie i strasznie niedojrzałe. Nie potrafiła jednak na tym panować. Poza tym bała się, że inni ludzie mogą dostrzec, co się dzieje, a ona chciała to wszystko zachować w sekrecie. Wciąż utrzymywała więc pokerową twarz, która, chcąc nie chcąc, nie mogła w żaden sposób pomóc w "podrywie".


Nie wiedziała co się z nią dzieje. Kiedy jednak wszyscy zgromadzeni powstali, uczyniła to samo. Jakaś otyła kobieta zasłoniła jej cały widok. Nie widziała już jego. W sumie to dobrze. Przynajmniej mogła skupić się na mszy. Haha! Dobry żart. Wciąż próbowała siłą umysłu przesunąć tę okropną babę i spojrzeć na niego ponownie. Nie widziała w tym żadnego sensu, wiedziała, że jej urok osobisty nie ma wystarczającej mocy, by jednym spojrzeniem zauroczyć takiego chłopaka. Ale nie poddawała się. Wciąż starała się wyglądać nienagannie, zachowywać naturalnie, ale jednocześnie z wielką gracją. W tym roku ogólnie bardzo się zmieniła. Przestała przejmować się wszystkim, uwierzyła w to, że wszystko będzie dobrze, wszystko się jakoś ułoży. I układało się. 


O! Znowu go widziała. Spojrzał na nią! A może po prostu na kogoś, kto stoi za nią. A może po prostu zauważył, że gapi się na niego bez przerwy. Może go to irytuje. Chyba jednak powinien czuć się w jakiś sposób szczęśliwy. Inne dziewczyny nie uważały go za ładnego, interesującego. Rosy też w sumie nie widziała w nim chodzącego ideału, ale miał coś w sobie, co sprawiało, że od trzech lat szukała go w każdym tłumie i na każdym zdjęciu. To było chore i dobrze o tym wiedziała. Wszystko ma jednak swoje plusy. Dzięki temu, że w tym roku przyszedł do jej szkoły, miała jakiś powód, by ją lubić. Chodzenie do niej miało dla niej jakiś cel. Do nauki też przywiązała ogromną wagę, a więc wciąż się uczyła. Miała jednak również czas na zabawę i przyjaciół, których jednak nie było zbyt wielu. A może po prostu jej się wydawało, że wszyscy ją olewają i sobie z niej kpią. W tym roku na ludzi patrzyła inaczej, czuła się lubiana. Wciąż jednak wiele rzeczy było niepewnych, wciąż była przekonana, że są sprawy, w których nie jest w stanie wygrać... Myliła się.